środa, 24 czerwca 2015

Rozdział pierwszy

Zatrzymaliśmy się pod niewielkim białym domem z uroczym gankiem.
- Biorę pokój z balkonem - powiedziałam i wysiadłam z samochodu. Mama otworzyła bagaż i otworzyła nam drzwi na oścież.
- Trzeba będzie go najpierw trochę ogarnąć - odezwała się mama z uśmiechem - Ale efekt końcowy będzie świetny - dodała.
- Mhm - mruknęłam i wyciągnęłam dużą, sportową torbę z bagażnika, a z tylnego siedzenia zgarnęłam czarną torbę z ćwiekami i weszłam do budynku. Po prawej stronie znajdowała się kuchnia. Była duża i jasna. Na przeciwko niej był salon, również przestronny. Obok salonu znajdowała się mała łazienka,tuż przy niej hol, który prowadził do schodów i do ogrodu. Weszłam na piętro. Na górze znajdowały się trzy pokoje średnich rozmiarów. Do każdego z nich była dołączona mała łazienka. Skierowałam się do jedynego pokoju z balkonem. 
Mój pokój okazał się być najmniejszym, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Meble były postawione jeden obok drugiego w przypadkowej kolejności, a to dlatego, że sama chciałam go urządzić. Położyłam torby przy drzwiach i dokładnie rozejrzałam się po pomieszczeniu planując rozstawienie rzeczy. Łóżko przesunęłam pod wielkie okno. Parapet był na tyle nisko, że równał się z materacem. Biurko ustawiłam pod ścianą obok. Na wprost niej znajdowały się drzwi do łazienki. 
- Pomóc? - zapytał Oliver.
- Tak,weźmy tą szafę obok drzwi do toalety - poprosiłam. Razem poszło nam to sprawnie. 
- Coś jeszcze? - dopytał blondyn. Rozejrzałam się po pokoju.
- Nie, dzięki. W sumie to jak chcesz,to możesz tą małą szafeczkę jeszcze ustawić między łóżkiem a biurkiem. 
- W porządku - chłopak bez problemu przestawił małą czarną szafkę w wyznaczone miejsce.
- Dziękuję - mruknęłam i rzuciłam sportową torbę na łóżko.
- Spoko. Mama powiedziała, ze jak chcesz, to za godzinę będzie kolacja - powiedziałam. Spojrzałam na zegarek w stylu retro. 
- Tak wcześnie, dopiero siódma.
- Mama musi jutro wcześnie wstać - odparł.
- No dobra. Potrzebujesz w czymś pomocy? - zapytałam. Brat pokręcił głową - To biorę się za resztę pokoju - mruknęłam i powyciągałam ubrania z sportowej torby. Nie było ich dużo, przed wyjazdem oddałam trochę ubrań potrzebującym, a resztą potrzebującym. Dla mnie były one za duże. A nie opłacało mi się zamawiać, z powodu przeprowadzki. 
Po ułożeniu wszystkich ciuchów w szafie, zabrałam się za ustawienie kosmetyków w łazience. Nie było tego dużo. Staram się malować w naturalny sposób. Po uporządkowaniu łazienki było po dwudziestej.
- Shy! Kolacja! - krzyknęła mama. 
-Dobra! - odkrzyknęłam. Położyłam laptopa i telefon na parapecie, po czym zeszłam do pokoju.
- Dużo wam zostało? - zapytała mama. Blondynka już zdążyła wypakować większość pudeł w kuchni, która zaczynała wyglądać jak z czasopisma reklamujących meble.
- Ja już w zasadzie skończyłam. Zostało parę drobiazgów - usiadłam przy dużym białym stole.
- Mniej więcej. Muszę podłączyć komputer, no i uporządkować hantle.
- No to dobrze - mama postawiła zapiekankę przede mną.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i zabrałam do jedzenia. Uwielbiam tą potrawę. 
- Oliver, jedziesz rowerem? - spytała podstawiając synowi talerz.
- Co?
- No do szkoły - kobieta nałożyła sobie kawałek i usiadła naprzeciwko mnie.
- A jasne - odparł blondyn.
- A co ze mną? - spytałam.
- Pojedziesz autobusem szkolnym.
- No dobra - dokończyłam jeść i wyszłam z kuchni.
- Shyllene! - zawołała Ivette,
 - Tak? - spytałam,gdy wróciłam do kuchni.
- Pozmywaj - mama wskazała na talerz, który zostawiłam. Jęknęłam, po czym wyszorowałam naczynie. 
Położyłam się na łóżku.
- Niech ten dzień już się skończy - szepnęłam do siebie i zamknęłam oczy.


Stoję na cmentarzu. Otacza mnie mgła, jest zimno. Na rękach pojawia się gęsi skórka, a delikatny wiatr rozwiewa mi włosy. Obok mnie pojawia się niebieski dym.
- Uwierz - dym znika po cichym szepcie.
- W co mam uwierzyć? - pytam. Obłok pojawia się ponownie dając jasną poświatę.
- We mnie - słyszę, a ciepłe powietrza otula mój kark..


- Shy. Shyllene, zaśpisz pierwszego dnia - otworzyła oczy. W drzwiach stała mama.
- ach,okej - mruknęłam siadając na łóżku. W okno uderzały kropli deszczu. Wpatrywałam się w nie jak powoli spływają po szybie. 
- Ubierz się ciepło. Seattle, to okropnie zimne miasto - uśmiechnęła się ciepło mama i odeszła. Kocham taką pogodę. Jasne, że słonce grzejące plecy jest przyjemne, ale nie daje takiego klimatu jak zimno i deszcz.
Wstałam z łózka jeszcze w wczorajszych ubraniach. Udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Wysuszyłam włosy chłodnym nawiewem i umyłam zęby.
- Prostować,czy nie prostować? - zastanowiłam się na głos. Spojrzałam w lustro, a moją twarz otaczały falowane włosy.
Okej, poprawka, słoneczna pogoda ma do siebie jedne ogromny plus. Brak wilgoci w powietrzu, dzięki czemu mogę mieć proste włosy. Schowałam prostownice do szuflady. Wyszłam w bieliźnie do pokoju. Założyłam długie jasne dżinsy, czarny top, koszulę w czerwonoczarną kratkę.
- Pfff, nic ci nie pomoże - warknęłam patrząc w swoje odbicie. Zabrałam skórzaną kurtkę i torbę z ćwiekami, która była zapakowana jeszcze przed wyjazdem. Sięgnęłam jeszcze po telefon z słuchawkami i zeszłam na parter. W kuchni siedziała mama.
- Oliver już pojechał? -  spytałam.
- Tak, głupol zmoknie... A mówiłam mu, żeby pojechał z tobą autobusem.
- Hah, już widzę jak pełny radości i entuzjazmu to robi - zaśmiałam się.
- Masz tu klucze, uważaj na siebie - pocałowała mnie w policzek.
- Cześć - powiedziałam.
- A śniadanie? - zapytała mama. Wzięłam batona z lodówki.
- Zjem po drodze - odparłam,założyłam skórę i wyszłam z domu. Miałam ogromne szczęście, że szkolny autobus znajdował się parę minut od domu. Włożyłam słuchawki do uszu i stanęłam pod dużym żółtym znakiem. Parę minut później nadjechał autobus w kolorze słonecznika.
- Dzień dobry - przywitałam się z chudym kierowcą.
- Dzień dobry. Nowa? - spytał.
- Tak - kiwnęłam głową.
- Mów mi Joe, siadaj - uśmiechnął się. Ruszyłam na tyły autobusu, gdzie zajęłam jedno z wolnych miejsc. Kierowca ruszył dopiero, gdy usiadłam. Przez całą drogę wpatrywałam się w mijające nas domy i inne budynki. Pół godziny później autobus zatrzymał się wypuszczając nas przed szkołą. Szybko udałam się ogromnego budynku. Otworzyłam drzwi,a po chwili na nie wpadłam.
- O jeny, przepraszam .Nie chciałam - usłyszałam za sobą
- Nic się nie stało - odparłam i spojrzałam na troszkę niższą dziewczynę od siebie.
- Jestem Julie, a to Dean - przedstawiła siebie i bruneta.
- Shyllene - podałam im rękę - Wiecie, gdzie znajdę sekretariat? - spytałam.
- Tak, zaprowadzimy cię - zaproponował czarnowłosy.
- Dzięki - uśmiechnęłam się - Ta szkołą wydaje się być labiryntem.
- Blisko, potwory też tu są - mruknął Dean.
- Nie słuchaj go... Skąd jesteś?
- Z Los Angeles. Długo jesteście ze sobą? - spytałam.
- Parę lat - odpowiedział Dean - Aż tak to widać?
- Mam wrażenie, że dałbyś się pokroić za nią - uśmiechnęłam się.
- Słusznie - odpowiedział obejmując Julie.
-To tutaj - dziewczyna wskazała na duże mahoniowe drzwi.
- Dziękuję.
-Poczekamy na ciebie. Pomożemy ci trafić do klasy - zaproponowała brunetka.
- Okej -uśmiechnęłam się i weszłam do środka.


~~~~~~
Hej!
Jak wam się podoba pierwszy rozdział? Wiem,że jeszcze dość nudno. Dajcie mi chwilę, żebym mogła się rozkręcić. Straciłam wprawę w pisaniu. 
Mam nadzieję, że przynajmniej się szybko czyta.
Dajcie znać :)

wtorek, 23 czerwca 2015

Postacie

Shyllene Rodriguez
Głowna bohaterka opowiadania. Ma osiemnaście lat. Z natury jest cicha, spokojna, ale potrafi pokazać pazur, gdy wymaga tego sytuacja. Uwielbia słuchać muzyki, grać na gitarze akustycznej, czytać książki i oglądać filmy, czy też seriale.

Amanda Brooks
Najpopularniejsza dziewczyna w szkole. Typ narcyza. Ma osiemnaście lat. Ponad życie kocha imprezy, alkohol i seks. Nie stroni także od narkotyków. Bójki są jej żywiołem. Ale ma też delikatniejszą stronę, jej pasją jest taniec, od baletu po hip hop.

Julie Halsten
W dzieciństwie przyjaźniła się z Amandą i Amelią, pokłóciły się, gdy odmówiła narkotyków. Od tamtej pory zmieniła swój styl,pozostając uroczą, słodką osobą. Jej pasja jest fotografia i rysowanie. Umawia się z Dean'em. Lat osiemnaście.

Amelia Watson
Najlepsza przyjaciółka Amandy. Bardzo podobna do blondynki. Często to ona wkręca koleżankę na różnego typu imprezy. Amelia załatwia narkotyki. Jest prowokatorką. Razem z kumpelą trenuje taniec. W sumie to większość rzeczy robią razem. Jest starsza od Brooks dokładnie o miesiąc. 

Oliver Rodriguez
Siedemnastoletni brat Shy. Kocha sport, najbardziej koszykówkę. Przekonał matkę do rozwodu z ojcem, którego on wraz z siostrą nienawidzili. Żałuje przeprowadzki do nowego miasta, gdyż w przeciwieństwie do siostry miał tam mnóstwo znajomych. Trenuje karate i boks.

Dean Covinde
Dziewiętnastoletni chłopak Julie. Zaczęli ze sobą chodzić po tym, jak przestała się trzymać z Amelią i Amandą. Nienawidzi tych dwóch dziewczyn. Gra na perkusji od małego. Uwielbia jeść, a w kosza może grać godzinami. Gdy nie jest z Julie, albo gra w zespole, albo gra na kompie, bądź ps3.

Max White
Starszy brat Alexa. Outsider. Wokalista w kapeli typu screamo. Uwielbia palić papierosy. Z reguły chłodny, zdystansowany. Ma dwadzieścia lat. Nie potrafi wybaczyć sobie przeszłości. 

Alex White
Osiemnastoletni brat Max'a. Kocha imprezy,seks bez zobowiązań i używki. Jako mały chłopiec marzył o karierze DJ'a. Uwielbia się śmiać i grać w kosza. Sympatyczny, uroczy flirciarz.

Prolog

- Shayllene Rodriguez? - zapytał wysoki chłopak o błękitnych oczach.
- A może masz lepszy pomysł? - odparł brunet.
- Myślisz, że podoła?
- Nie wiem... Mam taką nadzieję. A ty, braciszku? Znalazłeś coś? - dopytał czarnowłosy.
- Tak. Amanda Brooks. Przyznaj się, Max. Specjalnie ją sprowadzasz do Seattle, prawda?
- Co? Zgłupiałeś chyba - chłopak podniósł brew, gdzie znajdował się kolczyk.
- No nie rób sobie jaj - mruknął brat.
- Nie jesteś lepszy, Alex - warknął Max.
- Ale ja to ja... Ty nigdy nie spieprzasz spraw - uśmiechnął się Alex.
- Oprócz tego jednego razu....


******

- Shy! Jedziemy - zielonooka usłyszała krzyk matki, która dokańczała formalności sprzedaży domu.
-Już - odkrzyknęła i rozejrzała się po pokoju po raz ostatni - Żegnaj, ciepłe Los Angeles - powiedziała do siebie i wyszła z pomieszczenia. Dom, w którym się wychowywała stał teraz cały pusty. Żadnych zdjęć, mebli, niczego, przez co wydawał się być jeszcze większy, niż w rzeczywistości. Dziewczyna opuściła budynek i  wsiadła do czarnego suva.
- Czemu ty zawsze siedzisz z przodu? - zapytała blondyna.
- Bo ze mną można porozmawiać. Ty zawsze siedzisz z słuchawkami w uszach przed kompem, ewentualnie książkami - odparł brat dziewczyny. Ciemna blondynka nie odpowiedziała. Wsadziła białe słuchawki do uszu i włączyła Bring Me The Horizon, po czym odpaliła laptopa.


******

- Znowu?! Czy ta krowa nie ma własnego życia?! - krzyczał czarnowłosy chodząc wściekle po pokoju.
- Dylan. Ona nie jest warta, by się wściekać - odparła spokojnie brunetka z czerwonymi pasemkami.
- Kiedyś ją rozjadę - uśmiechnął się ciepło do dziewczyny i mocno ją przytulił.
- Czyli już nie krzyczymy jeśli chodzi o Amandę? - dopytała.
- Teraz nie - mruknął ciemnooki.
- No to możemy zając się tym - Julie delikatnie pocałowała ukochanego.


******
- Chcę ją poniżyć przed całą szkołą! Mała zdzira - warknęła Amanda.
- Wyluzuj... Jej nikt nie lubi - odparła Amelia podając papierosa blondynce. Ta zaciągnęła się, po czym oddała go przyjaciółce.
- Smarkacz jeden. 
- Spoko, kochana. Mam już pomysł - uśmiechnęła się - To co, lecimy na imprezę do Luke'a?
- Tak. Inaczej to nie będzie impreza, a herbatka - odpowiedziała i spojrzała w lustro.


~~~~~~
Cześć!
Mam nadzieję, że prolog się podoba. Troszeczkę inaczej go napisałam i moim zdaniem, daje radę.
Za chwilę dodam postacie,to mniej więcej zorientujecie się kto jest kto.
Dajcie znać w komentarzach.
I tak, wiem, że ten prolog nie tłumaczy co się będzie działo. I mnie o to właśnie chodzi. Chcę was w ten sposób zachęcić do czytania, zaciekawić. Taki już mój styl, że wszystko powoli wyjaśniam :)
Trzymajcie się.